6/29/2015

Jak NAPRAWDĘ wygląda precasting i casting do programu "Top Model"? Kogo szukają, na czym to polega? RELACJA !

Hej Kochani!

Dziś oczekiwany przez Was post w temacie, o którym mogę wypowiadać się tak naprawdę dopiero od kilku dni, ponieważ już wiem, że w finałowej 50-tce programu telewizyjnego "Top Model" mnie nie będzie. ;) Celowo napisałam "program telewizyjny", ponieważ chciałabym Wam tu opisać wszystko, co zaobserwowałam i z całym przekonaniem mogę stwierdzić na tej podstawie, że program ten nie ma na celu wyłonienia ani top, ani nawet zazwyczaj modelki/modela.

Zacznijmy więc od początku.

Pierwszy etap: precasting

Ponieważ nie wszyscy zapewne zdają sobie sprawę z faktu, że casting do "Top Model"- ten pierwszy- to nie Joanna Krupa, Katarzyna Sokołowska, Dawid Woliński i Marcin Tyszka, oceniający poczynania żądnych sławy i kariery dziewcząt/chłopców na białym wybiegu, a zwykły, dziki, młody tłum, "rozlewający się" po (w wypadku Warszawy w tym roku) Stadionie Narodowym. Do oceniania jest kilka komisji, w których prawie nikt z uczestników nie ma pojęcia, kto będzie tym oceniającym. Komisja składa się z zazwyczaj czterech osób, z czego w mojej akurat byli: reżyser całego przedsięwzięcia, kierownik planu, osoba z produkcji oraz pani z agencji modelek Avant (osoba chyba najbardziej kompetentna, jeżeli chodzi o zawód, do którego te tłumy młodych ludzi chciałyby pretendować). Poniżej fotka ankiety, którą każdy uczestnik musiał wypełnić (i odpowiadać w niej na pytania typu: "Twoje największe osiągnięcie", "najtrudniejsza chwila", "dlaczego powinniśmy Cię wybrać", "zawód, znajomość języków obcych" itd), a następnie udać się do fotografa, który robił i drukował zdjęcie, dopinane później do owej ankiety. Nie muszę chyba wyjaśniać, że trwało to wszystko sto lat; wody, czy jedzenia nigdzie w pobliżu nie było, a przeciągi na Stadionie były wszędzie, więc po całym evencie niewąsko się rozchorowałam i nie mogłam się doleczyć nawet na drugi etap za tydzień.



Tak się składa, że do "Top Model" startowałam już w drugiej i czwartej edycji, jednak wtedy nie wyróżniałam się najwidoczniej zanadto, więc nie udało mi się dostać do kolejnego etapu. Dlatego też, w tym roku, bez większego przekonania (bo przecież jestem już starą krową- 26 lat, a i nie wyglądam też jak u progu anoreksji), ale z wielką chęcią zobaczenia drugiego etapu castingu na żywo, zgłosiłam się i co więcej, postanowiłam zagrać oryginalnością. Chciałam się jak najbardziej wyróżnić. Tak więc włożyłam ultrakrótką bluzeczkę, ledwo zakrywającą biust, w pepitkę, jeansy- biodrówki i z pomocą chłopaka, ufarbowałam nietrwale pianką koloryzującą końcówki włosów na wściekły róż. Uznałam, że jeśli już to nie podziała, to nic z tego nie będzie.



I wiecie co? Podziałało! Okazało się, że "głupia", zmywalna farba, była strzałem w dziesiątkę, bo z każdego miejsca na Stadionie Narodowym, było mnie widać, a dla telewizji to bardzo dobrze- będą mieli z czego zmontować pierwsze odcinki jesienią. Tak więc kierownik planu TVN- bardzo miły osobnik o wdzięcznym imieniu Gustaw- pchał mnie do każdego, pobocznego przedsięwzięcia na precastingu, czyli: wysłał mnie na wybieg, żebym pouczyła się "chodzić" z panią Sokołowską, a następnie na minisesję zdjęciową w stroju cheerleaderki (w który ubrała mnie produkcja programu w innym pokoju, do którego miały wstęp tylko "wybrane" osoby), do której to sesji wskazówki (oczywiście nagrywane)- dawali pan Woliński i Tyszka (poniżej fotka).


Następnie bez kolejki (a ludzie czekali i czekali, i czekali...) poszłam od razu do komisji, do której wysłał mnie kierownik planu (zasiadający również w tym zacnym gronie, czego wcześniej nie wiedziałam). Była już godzina mniej więcej dwudziesta, a casting trwał od dziesiątej rano, więc wszyscy były wyżęci, ale ja chciałam dać z siebie wszystko, więc razem z pięcioma innymi osobami (4 dziewczyny i 1 chłopak który chyba znalazł się między nami przypadkiem, bo większość mojej "grupy" była również cheerleaderkami na sesji z panem Wolińskim i Tyszką), weszłam do pokoju i jako któraś z kolei, zaczęłam się produkować. Znów zagrałam oryginalnością, powiedziałam, że po to ufarbowałam włosy, że chciałam, żeby mnie zauważono i żebym mogła otrzymać szansę przejścia dalej, bo przecież właśnie takich barwnych osób z energią, poszukują chyba w tym programie. Opowiadałam też o swojej sytuacji rodzinnej i co mnie zahartowało w życiu. Następnie rozebrałam się do bielizny (głupio to brzmi, ale kostium zostawiłam w innym miejscu obiektu;), reszta moich "konkurentów z pokoju" w stroje kąpielowe i przeszliśmy się w tą i z powrotem. Jury wyprosiło nas na kilka minut, żeby zaraz potem zaprosić z powrotem i ogłosić werdykt. Dostałam się ja (ponieważ "byłam inna niż reszta dziewczyn, wyróżniałam się i dobrze to rozegrałam") i jeszcze jedna dziewczyna, która, de facto, była już wcześniej w agencji modelek Avant, której właścicielką jest pani, zasiadająca wtedy w jury.

Na tym całym przedsięwzięciu była ze mną koleżanka, którą poznałam na poprzednim castingu, a z którą bardzo się polubiłam- Kornelia Wełpa (myślę, że pamiętacie ją z odcinków castingowych w poprzedniej edycji programu, ponieważ przez całkiem długi moment była w tv i miała nawet szansę przejść się po wybiegu w pięknej kreacji pana Wolińskiego), tak więc czas leciał całkiem szybko, a i "strzeliłyśmy" sobie sporo ładnych fotek.







Szczerze? Po ogłoszeniu wyników bardzo się ucieszyłam, bo osiągnęłam cel- wiedziałam, że zobaczę z bliska, jak wygląda ten "prawdziwy" casting i będę miała szansę porozmawiać chwilę z jurorami, znanymi z telewizji. Podekscytowana i z czerwoną opaską na dłoni, podeszłam więc tam, gdzie mnie pokierowano i wręczono mi kolejną ankietę. Ale nie taką zwyczajną- miała DZIEWIĘTNAŚCIE stron A4, zawierających STO SZEŚĆ pytań! Dżizas.. była godzina po dwudziestej pierwszej, a ja pisałam i pisałam, i pisałam.. Jak i reszta "nieszczęśników". Pytania były co najmniej dziwne, jak: "nieulubiona topmodelka", "z kim byś nie chciał/a mieszkać w Domu Modelek", "co by Cię denerwowało we współlokatorach", "co lubisz jeść", "co Cię w ludziach denerwuje", "opisz swój wymarzony dzień", kolejny raz "największa porażka", "najtrudniejsze przeżycie", "jakim rodzajem osoby publicznej chciał/abyś zostać (chodziło chyba o zawód: prezenter, celebryta itd", "co jest w Tobie wyjątkowego".. było tego całe mnóstwo. W końcu udało mi się z tym uporać, zważyli mnie, zmierzyli (wyszło im 1,5cm mniej może dlatego, że podobno na noc człowiek się kurczy?) i dali krótką karteczkę, co należy zrobić na kolejny etap (przygotować krótką, max. 3- minutową prezentację swojej osoby, nagraną kamerką, aparatem, czy telefonem) i gdzie się stawić (za tydzień w środę pod Pałacem Kultury).





Tak więc zadowolona z siebie i zmęczona, pojechałam z chłopakiem do domu, gdzie przez następny tydzień robiłam głównie (oprócz pracy) dwie rzeczy: chorowałam i trzymałam dietę- bardzo mądre w trakcie choroby. ;)

Za tydzień nastał etap drugi: casting telewizyjny

Tak, jak napisali na karteczce, pojawiłam się o 8 rano w środę przed Pałacem Kultury, czekając na resztę "szczęśliwców" i doczekałam się. Okazało się, że z precastingu w Warszawie dalej "przeszło" 45 osób (z poprzednich precastingów w Gdańsku i Katowicach też mniej więcej po tyle, więc razem było ponad 150 osób, z czego 2/3 do wywalenia), w tym między innymi Karolina Gilon (znana z "Miłości na Bogato"), która zresztą okazała się bardzo fajną i kontaktową dziewczyną. Był też ciemnoskóry gracz futbolowej ligi Warsaw Eagles- Amerykanin, mieszkający w Warszawie- Andre Whyte, który również okazał się fajnym gościem po zamienieniu kilku słów w moim ulubionym języku- angielskim i sporo innych, bardzo ciekawych osób (videoblogerka Maja Michoń, mister Krystian Ziętkowski i brat najsłynniejszego aktualnie mistera w Polsce- Rafała Maślaka, czyli "Młody" Maślak o imieniu Aleksander).

Wszyscy zapakowali się w autokar (ja miałam własny transport) i pojechaliśmy do studio pod Warszawą, gdzie całe przedsięwzięcie castingu telewizyjnego było realizowane. Na miejscu dostaliśmy znów numerek z castingu (ten sam, co wtedy, tylko nowy, nieponiszczony), no i musieliśmy na ten właściwy casting przybyć w ubraniach z precastingu, żeby produkcja mogła zmontować te dwa etapy w jeden (widzowie mają myśleć, że wszystko odbywa się w ciągu jednego dnia i od razu przed sławnymi jurorami).

Na swoją kolej czekałam długo (mimo, że byłam 18-sta w kolejce z 45-ciu osób, a casting trwał mniej więcej od 9) i weszłam do jurorów około 15. Właściwie nie wiem, czego się spodziewałam. Chyba jedynie tego, że będę mogła z nimi chwilę "pogadać" i dadzą mi jakąkolwiek szansę na to, żeby się obronić (bo przecież z poprzednich castingów w tv wynikało, że trzeba być odważnym i walecznym). Moja rozmowa z jury wyglądała mniej więcej w ten sposób:

Joanna Krupa: -Witaj, przedstaw nam się, czym się zajmujesz?

Już w tym momencie zaobserwowałam, że mają jakieś posępne miny, a widziałam, rozmawiając w poprzednim pokoju z Michałem Pirógiem (co również nagrywano), że przed chwilą przyjęli blondynkę również o delikatnych rysach twarzy.

ja: -Nazywam się Aleksandra Cichocka, mam całkiem nudną pracę- pracuję w biurze i chciałabym to zmienić, dlatego zgłosiłam się do programu i dorabiam również jako wizażystka.
Dawid Woliński: -Wizażystka? I przyszłaś do nas z takim, pomniejszającym oczy, makijażem?

Ponieważ miałam na rzęsach tylko tusz, już wiedziałam, że coś jest nie tak, a może i wszystko?

ja: -Ale mam na rzęsach tylko tusz, a oczy i tak mam już duże.

Pan Woliński marszczył brwi i mi się przyglądał, na co pan Tyszka: -Z takimi boczkami tu przyszłaś, skąd Ci przyszedł do głowy pomysł na te różowe włosy? To jest naturalne? Nie chodzi o to, żeby Cię tu rozbierać z tego wszystkiego teraz. Jesteś za bardzo określona.
ja: -Ale pianka z włosów jest zmywalna, a ja nie mam w sobie nic sztucznego.
Dawid Woliński: -W za małych spodniach, z kraciastym biuścikiem..
Joanna Krupa: -Ale nie o to chodzi. Były już tutaj takie sexy dziewczyny, takie "plus size", ale jak weszły, to było takie "wow!", no a u Ciebie nie było..
ja: -I nic się nie da zrobić? Nie mogę się jakoś próbować obronić?
Co najmniej trzech jurorów: "NIE!"

No to jak nie- to nie- sobie pomyślałam, odwróciłam się na pięcie i wyszłam.

I tyle miałam szansę "pogadać". Później się dowiedziałam, że ponoć poprzedniego dnia z castingu w Katowicach, przyjęto już zbyt dużą ilość osób i po prostu nie było już wielu miejsc, więc robili bardzo duży "odsiew".

Ale moje obserwacje pozwoliły mi wyłonić kilka typów osób, które były tam nadzwyczaj pożądane i z każdego takiego typu przeszła co najmniej jedna osoba:
1) nieśmiała płaczka, niewierząca w siebie i nieczująca się zbyt pewnie we własnym ciele
2) wredna, wulgarna, już z twarzy nieprzyjemna, osoba, idąca po trupach do celu
3) ktoś egzotyczny, wyróżniający się na przykład kolorem skóry
4) osoba kontrowersyjna, na przykład z dużą ilością tatuaży
5) bardzo szczuplutkie, naturalne, wysokie dziewczyny, które rzeczywiście może i by coś mogły zrobić w tym biznesie, ale to była znikoma mniejszość osób, które przeszły.

Nie będę tutaj "hejtować" ani produkcji, ani jurorów, myślę po prostu, że ramy programu są z góry ustalone, osoby, które mają się dostać, a przynajmniej jakiś ich rys- również, dlatego też całe to przedsięwzięcie nazywa się "program telewizyjny typu show"- ktoś to show tam musi non stop robić, żeby oglądalność była przynajmniej na opłacalnym poziomie.

Przeżyłam naprawdę fajną przygodę, zrealizowałam w końcu (do trzech razy sztuka!) cel spotkania jury i "rozmowy" z nimi oraz Michałem Pirógiem (bardzo fajny gość!) na żywo i niczego nie żałuję, może jedynie było mi trochę przykro, że nie dali mi szansy się obronić.

Niemniej jednak: rada dla młodych, ambitnych ludzi, z głowami w chmurach i marzeniach- "Top Model" to nie jest start do międzynarodowej kariery w modzie (aby osiągnąć taki cel- potrzebna jest zazwyczaj dłuższa, profesjonalna droga, wiodąca przez najlepsze agencje modelek, międzynarodowe pokazy mody i kampanie, a nie telewizyjne show, kręcone przez wakacje), ale jeśli chodzi o doświadczenie w pracy w telewizji- na pewno bardzo przydatna sprawa.

I na koniec pamiątkowe, jedyne zdjęcie, które udało mi się zrobić z zaprzyjaźnionymi ludźmi z drugiego etapu castingu:



6/19/2015

"Granny" hair! Najgorętszy trend w koloryzacji włosów nadchodzącego lata!

Witam Was Moi Kochani Czytelnicy!

Przepraszam, że Was trochę zaniedbałam w ciągu ostatnich dni, nic tu nie wrzucając nowego, ale miałam parę ważnych spraw na głowie (w tym casting, o którym zapewne napiszę, jeśli sprawa się rozwinie;) i najzwyczajniej w świecie- brakło mi czasu.

Niemniej jednak bardzo chciałam znaleźć dla Was coś ciekawego, co Was zainteresuje i myślę, że trafiłam! U nas jeszcze trend, o którym dziś piszę, jest trochę w powijakach i sądzę, że niewiele salonów fryzjerskich podjęłoby się takiej usługi, ale efekt jest powalający w mojej ocenie.

Przedstawiam Wam najgorętszy trend w koloryzacji włosów na lato 2015: "granny" hair! Czyli włosy w kolorze siwo- szaro- białym, czasem wpadającym w błękit.

Ciekawa jestem, czy również uważacie taki pomysł za ciekawą odmianę, czy jednak nie chciałybyście nosić czegoś takiego na swojej głowie, bo kojarzy Wam się z babcią lub czarownicą?

Jedno mogę Wam powiedzieć na pewno: w Stanach odcień ten jest w tym roku supermodny! I najpiękniej wygląda z jasnymi oczami.

Poniżej najciekawsze przykłady!

//

Hello My Beloved Readers and Viewers!

I am very sorry, that I haven't pasted here anything for quite a long time, but I really had few, very important things, going on in my life (for example one, big casting, which I'll write later about, if it works;) and I just had not enough time to find something really interesting for You, Guys!

Anyways, I think I found something really cool and really trendy this summer! Here, in Poland (maybe even in Europe) this hair color trend is not so hot yet, but in the US it's superhot right now!

It's called "granny" hair- so this color is a mix of grey- white hair, sometimes with a little smash of blue as well and young girls wear it with a huge pleasure!

I am really curious, if You do like this trend or You just think- people, who wear this color look like witches or grandmas?

I, personally, think- it's gorgeous, but looks best with grey, blue or green eyes!

Just take a look!































Photos/Zdjęcia: pinterest.com

6/13/2015

Jak skutecznie wrócić do formy i zrzucić kilka kilogramów przed wakacjami? Moje, niezawodne sposoby!

Witam Was wszystkich serdecznie!

I tym razem mam dla Was coś specjalnego. Jako, że dziś było bardzo ciepło i cały weekend się taki zapowiada, wszyscy/wszystkie zaczęliśmy/zaczęłyśmy wyciągać z szafy stroje kąpielowe/plażowe. 

Co za tym idzie- chcemy w nich wyglądać jak najkorzystniej (co nie znaczy chudo, kościście, czy jak najbardziej fit)- po prostu w danym momencie naszego życia najlepiej, jak pozwalają nam na to predyspozycje odnośnie budowy ciała i metabolizmu.

Ponieważ jeśli chodzi o mnie, zawsze na zimę przybywa mi dosłownie kilka kilogramów- mimo, że przemianę materii mam bardzo dobrą (nie zawsze tak było)- mnie temat posta dotyczy również.

Chciałabym przedstawić Wam moje osobiste, sprawdzone i działające sposoby na powrót do formy przed latem. I uwierzcie mi- wystarczy Wam miesiąc. Nie są to jakieś spektakularne diety ani programy treningowe, jedynie metody, jakimi ja się kieruję, jeśli zamierzam na lato te nadprogramowe kilosy zrzucić (co już w tym roku zrobiłam zresztą właśnie tymi metodami:).

A więc zaczynamy!

1. Ile trzeba ćwiczyć? Otóż pół godziny dziennie- i wystarczy w zupełności!



Ja osobiście naprzemiennie używam rowerka i steppera (oczywiście rower stacjonarny teraz można z powodzeniem zastępować na normalny). Dla mnie te dwa urządzenia są najlepsze na świecie, bo nie wymagają nie wiadomo jakiej formy początkowej, a dodatkowo stepper pięknie rzeźbi uda i pośladki (serio- wiem po sobie:).

2. Nie możesz żyć bez słodyczy (jak ja)? Zastąp je kisielami owocowymi na wieczór (nie wiem dlaczego, ale to działa!)


Jedzone pod wieczór (ja na przykład robię sobie dwa i wlewam do większego kubka), kiedy ma się największą ochotę na słodkości- powodują spadek tego pragnienia, bo również są słodkie, a do tego ciepłe i całkiem zdrowe (na stawy).

3. Oczywiście nie wszystko można jeść. Tych dwóch grup żarcia na pewno nie można (w czasie, gdy wracacie do formy, a później po prostu sporadycznie:) :




4. Kochasz gazowane napoje? Kup sobie od czasu do czasu Colę Zero, czy Pepsi Light- smak niemalże ten sam, a chwilowe pragnienie wypicia czegoś gazowanego i słodkiego- zaspokojone.


5. Co na obiad? Wszystko, tylko w granicy rozsądku. Żadnych papierowych, bezsmakowych rzeczy, bo powodują, że człowiekowi się odechciewa wstawać rano. Byle nie jeść cały czas smażonego i nie cukrzyć sałatek, a tylko nakładać sobie trochę mniej niż zwykle. Warzywa i owoce? Opór (z bananami i winogronem tylko nie przeginać).




6. Nie lubisz kisielu? Nie szkodzi, weź garść różnych orzechów- są pyszne, zdrowe, świetnie wpływają na nasz organizm i na pewno nikt od takiej garści (czy nawet dwóch) nie utyje, a za to napełni trochę żołądek i może mu odejdzie chwilowo ochota na chipsy :)


7. A jeśli jeszcze do tego wszystkiego masz psa, z którym lubisz chodzić na spacery jak ja i pijasz dużo kawy (też jak ja), która przyspiesza metabolizm, to uwierz mi- szybciej Ci się uda zrzucić kilka kilogramów niż myślisz i jak widzisz- bez katorżniczych treningów ani nie wiadomo jakich, diet.

Powodzenia i jeśli ktoś ma do mnie jakieś pytania w tej sprawie- zapraszam do komentarzy pod postem! :)

Recommended post

Fuchsia pink coat mixed with emerald and bottle green accessories plus camel brown ankle boots - first Winter 2024 style! Amarantowy płaszczyk budrysówka w połączeniu z butelkowozielonymi dodatkami i butami w kolorze camel - pierwsza, zimowa stylizacja!

Hey Guys! Today - a classic post with a new outfit for you here, but it will be the first Winter style for the upcoming Winter, so I would l...