Hej Kochani!
Dziś oczekiwany przez Was post w temacie, o którym mogę wypowiadać się tak naprawdę dopiero od kilku dni, ponieważ już wiem, że w finałowej 50-tce programu telewizyjnego "Top Model" mnie nie będzie. ;) Celowo napisałam "program telewizyjny", ponieważ chciałabym Wam tu opisać wszystko, co zaobserwowałam i z całym przekonaniem mogę stwierdzić na tej podstawie, że program ten nie ma na celu wyłonienia ani top, ani nawet zazwyczaj modelki/modela.
Zacznijmy więc od początku.
Pierwszy etap: precasting
Ponieważ nie wszyscy zapewne zdają sobie sprawę z faktu, że casting do "Top Model"- ten pierwszy- to nie Joanna Krupa, Katarzyna Sokołowska, Dawid Woliński i Marcin Tyszka, oceniający poczynania żądnych sławy i kariery dziewcząt/chłopców na białym wybiegu, a zwykły, dziki, młody tłum, "rozlewający się" po (w wypadku Warszawy w tym roku) Stadionie Narodowym. Do oceniania jest kilka komisji, w których prawie nikt z uczestników nie ma pojęcia, kto będzie tym oceniającym. Komisja składa się z zazwyczaj czterech osób, z czego w mojej akurat byli: reżyser całego przedsięwzięcia, kierownik planu, osoba z produkcji oraz pani z agencji modelek Avant (osoba chyba najbardziej kompetentna, jeżeli chodzi o zawód, do którego te tłumy młodych ludzi chciałyby pretendować). Poniżej fotka ankiety, którą każdy uczestnik musiał wypełnić (i odpowiadać w niej na pytania typu: "Twoje największe osiągnięcie", "najtrudniejsza chwila", "dlaczego powinniśmy Cię wybrać", "zawód, znajomość języków obcych" itd), a następnie udać się do fotografa, który robił i drukował zdjęcie, dopinane później do owej ankiety. Nie muszę chyba wyjaśniać, że trwało to wszystko sto lat; wody, czy jedzenia nigdzie w pobliżu nie było, a przeciągi na Stadionie były wszędzie, więc po całym evencie niewąsko się rozchorowałam i nie mogłam się doleczyć nawet na drugi etap za tydzień.
Tak się składa, że do "Top Model" startowałam już w drugiej i czwartej edycji, jednak wtedy nie wyróżniałam się najwidoczniej zanadto, więc nie udało mi się dostać do kolejnego etapu. Dlatego też, w tym roku, bez większego przekonania (bo przecież jestem już starą krową- 26 lat, a i nie wyglądam też jak u progu anoreksji), ale z wielką chęcią zobaczenia drugiego etapu castingu na żywo, zgłosiłam się i co więcej, postanowiłam zagrać oryginalnością. Chciałam się jak najbardziej wyróżnić. Tak więc włożyłam ultrakrótką bluzeczkę, ledwo zakrywającą biust, w pepitkę, jeansy- biodrówki i z pomocą chłopaka, ufarbowałam nietrwale pianką koloryzującą końcówki włosów na wściekły róż. Uznałam, że jeśli już to nie podziała, to nic z tego nie będzie.
I wiecie co? Podziałało! Okazało się, że "głupia", zmywalna farba, była strzałem w dziesiątkę, bo z każdego miejsca na Stadionie Narodowym, było mnie widać, a dla telewizji to bardzo dobrze- będą mieli z czego zmontować pierwsze odcinki jesienią. Tak więc kierownik planu TVN- bardzo miły osobnik o wdzięcznym imieniu Gustaw- pchał mnie do każdego, pobocznego przedsięwzięcia na precastingu, czyli: wysłał mnie na wybieg, żebym pouczyła się "chodzić" z panią Sokołowską, a następnie na minisesję zdjęciową w stroju cheerleaderki (w który ubrała mnie produkcja programu w innym pokoju, do którego miały wstęp tylko "wybrane" osoby), do której to sesji wskazówki (oczywiście nagrywane)- dawali pan Woliński i Tyszka (poniżej fotka).
Następnie bez kolejki (a ludzie czekali i czekali, i czekali...) poszłam od razu do komisji, do której wysłał mnie kierownik planu (zasiadający również w tym zacnym gronie, czego wcześniej nie wiedziałam). Była już godzina mniej więcej dwudziesta, a casting trwał od dziesiątej rano, więc wszyscy były wyżęci, ale ja chciałam dać z siebie wszystko, więc razem z pięcioma innymi osobami (4 dziewczyny i 1 chłopak który chyba znalazł się między nami przypadkiem, bo większość mojej "grupy" była również cheerleaderkami na sesji z panem Wolińskim i Tyszką), weszłam do pokoju i jako któraś z kolei, zaczęłam się produkować. Znów zagrałam oryginalnością, powiedziałam, że po to ufarbowałam włosy, że chciałam, żeby mnie zauważono i żebym mogła otrzymać szansę przejścia dalej, bo przecież właśnie takich barwnych osób z energią, poszukują chyba w tym programie. Opowiadałam też o swojej sytuacji rodzinnej i co mnie zahartowało w życiu. Następnie rozebrałam się do bielizny (głupio to brzmi, ale kostium zostawiłam w innym miejscu obiektu;), reszta moich "konkurentów z pokoju" w stroje kąpielowe i przeszliśmy się w tą i z powrotem. Jury wyprosiło nas na kilka minut, żeby zaraz potem zaprosić z powrotem i ogłosić werdykt. Dostałam się ja (ponieważ "byłam inna niż reszta dziewczyn, wyróżniałam się i dobrze to rozegrałam") i jeszcze jedna dziewczyna, która, de facto, była już wcześniej w agencji modelek Avant, której właścicielką jest pani, zasiadająca wtedy w jury.
Na tym całym przedsięwzięciu była ze mną koleżanka, którą poznałam na poprzednim castingu, a z którą bardzo się polubiłam- Kornelia Wełpa (myślę, że pamiętacie ją z odcinków castingowych w poprzedniej edycji programu, ponieważ przez całkiem długi moment była w tv i miała nawet szansę przejść się po wybiegu w pięknej kreacji pana Wolińskiego), tak więc czas leciał całkiem szybko, a i "strzeliłyśmy" sobie sporo ładnych fotek.
Szczerze? Po ogłoszeniu wyników bardzo się ucieszyłam, bo osiągnęłam cel- wiedziałam, że zobaczę z bliska, jak wygląda ten "prawdziwy" casting i będę miała szansę porozmawiać chwilę z jurorami, znanymi z telewizji. Podekscytowana i z czerwoną opaską na dłoni, podeszłam więc tam, gdzie mnie pokierowano i wręczono mi kolejną ankietę. Ale nie taką zwyczajną- miała DZIEWIĘTNAŚCIE stron A4, zawierających STO SZEŚĆ pytań! Dżizas.. była godzina po dwudziestej pierwszej, a ja pisałam i pisałam, i pisałam.. Jak i reszta "nieszczęśników". Pytania były co najmniej dziwne, jak: "nieulubiona topmodelka", "z kim byś nie chciał/a mieszkać w Domu Modelek", "co by Cię denerwowało we współlokatorach", "co lubisz jeść", "co Cię w ludziach denerwuje", "opisz swój wymarzony dzień", kolejny raz "największa porażka", "najtrudniejsze przeżycie", "jakim rodzajem osoby publicznej chciał/abyś zostać (chodziło chyba o zawód: prezenter, celebryta itd", "co jest w Tobie wyjątkowego".. było tego całe mnóstwo. W końcu udało mi się z tym uporać, zważyli mnie, zmierzyli (wyszło im 1,5cm mniej może dlatego, że podobno na noc człowiek się kurczy?) i dali krótką karteczkę, co należy zrobić na kolejny etap (przygotować krótką, max. 3- minutową prezentację swojej osoby, nagraną kamerką, aparatem, czy telefonem) i gdzie się stawić (za tydzień w środę pod Pałacem Kultury).
Tak więc zadowolona z siebie i zmęczona, pojechałam z chłopakiem do domu, gdzie przez następny tydzień robiłam głównie (oprócz pracy) dwie rzeczy: chorowałam i trzymałam dietę- bardzo mądre w trakcie choroby. ;)
Za tydzień nastał etap drugi: casting telewizyjny
Tak, jak napisali na karteczce, pojawiłam się o 8 rano w środę przed Pałacem Kultury, czekając na resztę "szczęśliwców" i doczekałam się. Okazało się, że z precastingu w Warszawie dalej "przeszło" 45 osób (z poprzednich precastingów w Gdańsku i Katowicach też mniej więcej po tyle, więc razem było ponad 150 osób, z czego 2/3 do wywalenia), w tym między innymi Karolina Gilon (znana z "Miłości na Bogato"), która zresztą okazała się bardzo fajną i kontaktową dziewczyną. Był też ciemnoskóry gracz futbolowej ligi Warsaw Eagles- Amerykanin, mieszkający w Warszawie- Andre Whyte, który również okazał się fajnym gościem po zamienieniu kilku słów w moim ulubionym języku- angielskim i sporo innych, bardzo ciekawych osób (videoblogerka Maja Michoń, mister Krystian Ziętkowski i brat najsłynniejszego aktualnie mistera w Polsce- Rafała Maślaka, czyli "Młody" Maślak o imieniu Aleksander).
Wszyscy zapakowali się w autokar (ja miałam własny transport) i pojechaliśmy do studio pod Warszawą, gdzie całe przedsięwzięcie castingu telewizyjnego było realizowane. Na miejscu dostaliśmy znów numerek z castingu (ten sam, co wtedy, tylko nowy, nieponiszczony), no i musieliśmy na ten właściwy casting przybyć w ubraniach z precastingu, żeby produkcja mogła zmontować te dwa etapy w jeden (widzowie mają myśleć, że wszystko odbywa się w ciągu jednego dnia i od razu przed sławnymi jurorami).
Na swoją kolej czekałam długo (mimo, że byłam 18-sta w kolejce z 45-ciu osób, a casting trwał mniej więcej od 9) i weszłam do jurorów około 15. Właściwie nie wiem, czego się spodziewałam. Chyba jedynie tego, że będę mogła z nimi chwilę "pogadać" i dadzą mi jakąkolwiek szansę na to, żeby się obronić (bo przecież z poprzednich castingów w tv wynikało, że trzeba być odważnym i walecznym). Moja rozmowa z jury wyglądała mniej więcej w ten sposób:
Joanna Krupa: -Witaj, przedstaw nam się, czym się zajmujesz?
Już w tym momencie zaobserwowałam, że mają jakieś posępne miny, a widziałam, rozmawiając w poprzednim pokoju z Michałem Pirógiem (co również nagrywano), że przed chwilą przyjęli blondynkę również o delikatnych rysach twarzy.
ja: -Nazywam się Aleksandra Cichocka, mam całkiem nudną pracę- pracuję w biurze i chciałabym to zmienić, dlatego zgłosiłam się do programu i dorabiam również jako wizażystka.
Dawid Woliński: -Wizażystka? I przyszłaś do nas z takim, pomniejszającym oczy, makijażem?
Ponieważ miałam na rzęsach tylko tusz, już wiedziałam, że coś jest nie tak, a może i wszystko?
ja: -Ale mam na rzęsach tylko tusz, a oczy i tak mam już duże.
Pan Woliński marszczył brwi i mi się przyglądał, na co pan Tyszka: -Z takimi boczkami tu przyszłaś, skąd Ci przyszedł do głowy pomysł na te różowe włosy? To jest naturalne? Nie chodzi o to, żeby Cię tu rozbierać z tego wszystkiego teraz. Jesteś za bardzo określona.
ja: -Ale pianka z włosów jest zmywalna, a ja nie mam w sobie nic sztucznego.
Dawid Woliński: -W za małych spodniach, z kraciastym biuścikiem..
Joanna Krupa: -Ale nie o to chodzi. Były już tutaj takie sexy dziewczyny, takie "plus size", ale jak weszły, to było takie "wow!", no a u Ciebie nie było..
ja: -I nic się nie da zrobić? Nie mogę się jakoś próbować obronić?
Co najmniej trzech jurorów: "NIE!"
No to jak nie- to nie- sobie pomyślałam, odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
I tyle miałam szansę "pogadać". Później się dowiedziałam, że ponoć poprzedniego dnia z castingu w Katowicach, przyjęto już zbyt dużą ilość osób i po prostu nie było już wielu miejsc, więc robili bardzo duży "odsiew".
Ale moje obserwacje pozwoliły mi wyłonić kilka typów osób, które były tam nadzwyczaj pożądane i z każdego takiego typu przeszła co najmniej jedna osoba:
1) nieśmiała płaczka, niewierząca w siebie i nieczująca się zbyt pewnie we własnym ciele
2) wredna, wulgarna, już z twarzy nieprzyjemna, osoba, idąca po trupach do celu
3) ktoś egzotyczny, wyróżniający się na przykład kolorem skóry
4) osoba kontrowersyjna, na przykład z dużą ilością tatuaży
5) bardzo szczuplutkie, naturalne, wysokie dziewczyny, które rzeczywiście może i by coś mogły zrobić w tym biznesie, ale to była znikoma mniejszość osób, które przeszły.
Nie będę tutaj "hejtować" ani produkcji, ani jurorów, myślę po prostu, że ramy programu są z góry ustalone, osoby, które mają się dostać, a przynajmniej jakiś ich rys- również, dlatego też całe to przedsięwzięcie nazywa się "program telewizyjny typu show"- ktoś to show tam musi non stop robić, żeby oglądalność była przynajmniej na opłacalnym poziomie.
Przeżyłam naprawdę fajną przygodę, zrealizowałam w końcu (do trzech razy sztuka!) cel spotkania jury i "rozmowy" z nimi oraz Michałem Pirógiem (bardzo fajny gość!) na żywo i niczego nie żałuję, może jedynie było mi trochę przykro, że nie dali mi szansy się obronić.
Niemniej jednak: rada dla młodych, ambitnych ludzi, z głowami w chmurach i marzeniach- "Top Model" to nie jest start do międzynarodowej kariery w modzie (aby osiągnąć taki cel- potrzebna jest zazwyczaj dłuższa, profesjonalna droga, wiodąca przez najlepsze agencje modelek, międzynarodowe pokazy mody i kampanie, a nie telewizyjne show, kręcone przez wakacje), ale jeśli chodzi o doświadczenie w pracy w telewizji- na pewno bardzo przydatna sprawa.
I na koniec pamiątkowe, jedyne zdjęcie, które udało mi się zrobić z zaprzyjaźnionymi ludźmi z drugiego etapu castingu:
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
Recommended post
Fuchsia pink coat mixed with emerald and bottle green accessories plus camel brown ankle boots - first Winter 2024 style! Amarantowy płaszczyk budrysówka w połączeniu z butelkowozielonymi dodatkami i butami w kolorze camel - pierwsza, zimowa stylizacja!
Hey Guys! Today - a classic post with a new outfit for you here, but it will be the first Winter style for the upcoming Winter, so I would l...
-
Witajcie Kochani! Dziś przygotowałam dla Was posta z całkiem "innej beczki", ponieważ dotyczył będzie kobiecego piękna i ideału ...
-
Hello Everyone in here! I have a great pleasure to introduce you one of the biggest hair trends this Autumn/Winter 2017/2018 Season- blunt...
extra artykul:))
ReplyDeleteBardzo pomocny post.. Dziwnie tak komemtować kogoś notke,kogo mogłam Zobaczyć w telewizji. Super włosy!
ReplyDeletehttp://reliablemargaret.blogspot.com/
Dzięki za miły komentarz :) ps. Zajrzałam do Ciebie na bloga i muszę przyznać, że jest bardzo pozytywny! A to wspaniałe w dzisiejszym świecie, pełnym negatywnych komentarzy, ludzi i opinii. Trzymaj tak dalej! :)
DeletePrzeczytałam wszystko i jest jak sądziłam:) Super post, czarno na białym wyjaśnione jak to wszystko wygląda!
ReplyDeletehttp://juulyblog.blogspot.com/
Hi, just wanted to mention, I liked tgis article.
ReplyDeleteIt was inspiring. Keep on posting!