11/27/2018

Podróż do NOWEGO JORKU w USA! Fotorelacja, ulubione miejsca, co mnie zadziwiło? Obiecany post podróżniczy - DUŻO ZDJĘĆ!

Hej Kochani!

Dzisiejszy post będzie wyjątkowy z co najmniej kilku powodów: będzie miał naprawdę ogrom pięknych zdjęć, zredagowany będzie tylko po polsku (ponieważ wychodzę z założenia, że moich polskojęzycznych czytelników bardziej interesuje, co takiego ciekawego i wyjątkowego jest w Nowym Jorku, czego mogli nie doświadczyć, czy nie widzieć na żywo:), będzie dla mnie jednym z najważniejszych postów, jakie umieszczę na tym blogu (ponieważ bardzo chcę podzielić się z Wami wrażeniami z tej wspaniałej podróży, która jednocześnie była początkiem spełniania moich marzeń, wiążących się z przyszłościowym myśleniem na temat Stanów Zjednoczonych jako miejscem do zamieszkania lub przynajmniej zatrzymania się na dłużej.


słynne, czerwone schody na Times Square


Tak więc zapraszam Was do czytania, oglądania zdjęć, komentowania pod spodem i...zaczynamy!

W listopadzie tego roku (2018) nareszcie spełniłam moje ogromne marzenie (które, nie wiedzieć, czemu, urodziło się w mojej głowie już w dzieciństwie i trwało aż do obecnych chwil) i pojechałam na półtora tygodnia do Stanów Zjednoczonych!

Jako pierwszy przystanek, na te 10 dni wybrałam Nowy Jork i zrobiłam to z kilku powodów: wiedziałam, że jest to miejsce, które po prostu trzeba odwiedzić, doświadczyć tłumów na Times Square, poczuć się częścią wielkiej metropolii, która jest jednocześnie ogromnie zróżnicowana pod względem etnicznym, kulturowym, jak i choćby z punktu widzenia kuchni z różnych stron świata. Jest to również "przystanek konieczny" dla osoby, która od wielu lat ma coś wspólnego z modelingiem, ponieważ to właśnie tam (na przemian z Los Angeles) powstaje najwięcej najlepszych sesji zdjęciowych i kampanii modowych.
 
























































Jest to również kolebka artystów - moje wokalne idolki - Christina Aguilera i Alicia Keys - obie pochodzą z Nowego Jorku, dlatego też z ogromną ekscytacją przechadzałam się po tamtejszych ulicach mając świadomość, że to rodzinne miasto obu tych wspaniałych kobiet, które od zawsze miały ogromny wpływ na moją wielką pasję - śpiewanie.

Do USA poleciałam z kumplem z pracy - Marcinem (którego będziecie mieli okazję zobaczyć na kilku zdjęciach, jest też widoczny na filmiku na moim kanale YouTube ElsaGra, gdzie wkleiłam zmontowaną videorelację z całej tej wyprawy: https://www.youtube.com/watch?v=RfxuS-qyLPw&t=7s !) i muszę przyznać, że świetnie się uzupełnialiśmy w wielu kwestiach - ja jestem doskonałym organizatorem, więc byłam odpowiedzialna za większość biletów, przepustek na atrakcje, znalezienie odpowiedniego lokum na te 9 nocy pobytu, a on idealnie się sprawdzał w planowaniu już na miejscu, gdzie dobrze byłoby się wybrać konkretnego dnia i którymi liniami metra tam dotrzeć.

Zacznę od tego, że metro w Nowym Jorku mnie absolutnie zachwyciło z jednej strony i zniesmaczyło z drugiej. Zachwyciło ilością połączeń, wygodą w użytkowaniu i ogromem artystów, wykonujących najróżniejszą muzykę na stacjach metra. A zniesmaczyło tym, że to absolutna prawda, co mówią ludzie, którzy mieli okazję podróżować już tym środkiem transportu w NYC - jest brudne, często można spotkać tam szczury (sama na szczęście nie widziałam, ale Marcin to potwierdził!) i nocami niezbyt bezpieczne. Jednak niepodważalnym plusem jest fakt, iż kupując nielimitowaną ilością połączeń kartę MetroCard na tydzień i płacąc za to $33 - możesz jeździć całymi dniami, nocami i gdzie Ci się tylko zamarzy (od północnego Manhattanu, na którym mieszkaliśmy, aż na Coney Island, czy na dzielnice takie, jak Brooklyn, czy Queens).





Moim miejscem pobytu na te półtora tygodnia był Centralny Harlem, a więc doskonała lokalizacja (20 minut metrem do Times Square) - dzielnica w miarę spokojna, ale zamieszkała w przeważającej większości przez Afroamerykanów, co powodowało fakt, iż wzbudzałam tam sporą sensację swoją aparycją, jasną karnacją i białymi włosami. Muszę jednak podkreślić, iż ani razu nikt nie był w jakiś sposób niegrzeczny wobec mnie, nawet próbując mnie zaczepić, czy zagadać, co było dla mnie czymś naprawdę wspaniałym, biorąc pod uwagę szereg nieprzyjemnych sytuacji, których doświadczyłam na tej płaszczyźnie w Polsce, Holandii, czy innych miejscach, w których miałam okazję spędzić trochę czasu w swoim życiu.














z Marcinem :) 




































Cała podróż zorganizowana była w ten sposób, że założenie było takie, aby jednocześnie znaleźć czas na powłóczenie się po Nowym Jorku (tak najbardziej lubię zwiedzać i poznawać nowe miejsca - chodzić i szukać ciekawych lokalizacji, ciągle czuć się zaskoczoną nowymi znaleziskami i nie spiesząc się do żadnego, konkretnego celu), ale i "zaliczyć" kilka największych atrakcji turystycznych: Top of The Rock Observatory, Lunapark na Coney Island z Wonder Wheel na czele, American Museum of Natural History, muzeum figur woskowych Madame Tussauds (mój absolutny numer jeden, jeśli chodzi o odwiedzone atrakcje!), muzeum przeróżnych dziwactw: wystawa "Ripley's: Believe it or Not", przejść się Piątą Aleją (to zrobiłam niezliczoną ilość razy z przyjemności!), zobaczyć Wall Street Bull (byka z Wall Street, znajdującego się zaraz przy słynnej, nowojorskiej giełdzie i City Hall), czy popłynąć promem na wyspę Staten Island i z tegoż promu z bliska zobaczyć Statuę Wolności (która znajduje się na wysepce Ellis Island).

American Museum of Natural History:




























Jedna z moich ulubionych miejscówek: Bryant Park - niewielki skwer w samym sercu Nowego Jorku, blisko New York State University. Na tym placu (czy też w parku) znajduje się przepiękna fontanna, przypominająca mi bardzo fontannę z jednego z moich ulubionych filmów ("Great Expectations" z Gwyneth Paltrow i Ethanem Hawke) oraz wiele, unikatowych stoisk z ręcznymi wyroami i produktami ze wszystkich stron świata (biżuteria, ubrania, żywność, półprodukty, muzyka, obuwie, galanteria - dosłownie wszystko!).



















Prom na Staten Island (Statua Wolności z bliska!):

































Mój absolutny hit podróży: Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds:










































Wall Street i okolice:

























Obserwatorium w budynku Rockefeller Plaza: TOP OF THE ROCK:



























Coney Island (lunapark i wielki Diabelski Młyn - Wonder Wheel) plus OCEAN, którego nigdy nie widziałam na żywo! :



 













Wystawa osobliwości "Ripley's: Believe it or Not":















Część z Marylin Monroe niezwykle mnie interesowała, ponieważ jak zapewne pamiętacie - jest moją idolką i inspiracją:


















Kolejnym ważnym punktem było również 9/11 Memorial - dwie, ogromne fontanny (spływające jak wodospady), postawione dokładnie w miejscach, gdzie niegdyś stały Dwie Wieże World Trade Centre, otoczone wmurowanymi pomnikami ofiar. To miejsce było dla mnie bardzo ważnym punktem na mapie zwiedzania i zrobiło na mnie ogromne wrażenie, ponieważ w jakimś sensie zawsze utożsamiałam się z ofiarami tej tragedii.











Punktem oczywistym był również Central Park, którego nie udało się przejść nawet do połowy, ponieważ było strasznie zimno (około 2,3 stopnie Celsjusza) i straszliwie wiało na każdej otwartej przestrzeni, a było ich tam wiele. Ale jest tam niewątpliwie pięknie - jest to faktycznie taka pokaźnych rozmiarów oaza spokoju w centrum pędzącego w morderczym tempie, ogromnego miasta. Udało mi się również nagrać dźwięk słynnego zegara, który już niedługo pojawi się pewnie w wielu polskich domach za sprawą tradycji oglądania "Kevina samego w Nowym Jorku" - akurat wybijał godzinę dwunastą w południe!












































Jednym z ważnych wydarzeń, w jakich chciałam wziąć udział, lecąc za Ocean, był Veteran's Day, który przypada zawsze na 11 listopada, czyli nasze Święto Niepodległości. Muszę przyznać, że ilość parad, ludzi szczerze oddanych idei, zrobiła na mnie niesamowite wrażenie! Od zawsze bardzo ceniłam Amerykanów między innymi za to, że są tak bardzo dumni ze swojej narodowości, z ludzi, którzy oddali za nich życia w wojnach, czy konfliktach zbrojnych. Możliwość uczestniczenia w paradach z okazji Dnia Weterana na żywo jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że to cecha, którą każdy naród powinien posiadać, żeby być bardziej zintegrowaną społecznością.


















W czasie pobytu w Nowym Jorku udało mi się również odwiedzić włoską dzielnicę - Little Italy, gdzie miałam okazję wstąpić do cukierni z włoskimi wyrobami ("Cannoli King"), zrobić sobie zdjęcie pod jedną z najlepszych, tamtejszych restauracji-pizzerii "Napoli" i zobaczyć trochę Italii (którą całkiem nieźle znam) na żywo w NYC - ciekawe doświadczenie :). Zahaczyłam również o chińską dzielnicę - China Town, gdzie niestety udało mi się wypić tylko kawę, która zresztą była wyjątkowo paskudną (Azjaci niestety nie są z reguły najlepszymi baristami) i po kawę z prawdziwego zdarzenia wróciłam się do Little Italy, a tam - miód w gębie! :)























Muszę przyznać, że takie akcenty jak ogromny sklep M&M's, których to cukierków jestem ogromną fanką, czy wielki sklep Nintendo z konsolami, maskotkami, brelokami i wszystkim, o czym można zamarzyć, a co jest związane z tą marką - zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie mimo, że zdaję sobie sprawę, ze jest to wszystko bardzo komercyjne. Jednak w połączeniu z naprawdę przesympatycznymi ludźmi (różnica mentalności Amerykanina, a Polaka jest niestety często nie do przeskoczenia, nawet w głupiej obsłudze klienta w sklepie z zabawkami) - były to bardzo przyjemne doświadczenia.

Nintendo Store:







M&M's Store:















NINTENDO Store ciąg dalszy:













Sklep "Five Below" na Piątej Alei - wszystko do pięciu dolców!:










Raj dla makijażystki: Huda Beauty i Anastasia Beverly Hills - marki bardzo trudno dostępne w Polsce! :




Byłam też pozytywnie zadziwiona tym, że bez problemu udawało mi się na co dzień znaleźć w knajpkach, czy restauracjach coś dla siebie - czyli sałatki z grillowanym kurczakiem, kanapki z tuńczykiem, czy ogólnie jedzenie nietłuste i nie tak bardzo kaloryczne (mój żołądek nie daje rady strawić potraw, które są smażone np na głębokim tłuszczu). A trochę się bałam, wybierając się tam, że będę zmuszona męczyć się i próbować przetrawić smażone kurczaki, pizzę nowojorską na każdym rogu (oczywiście, że była!), czy nowojorskie hot dogi. Na szczęście moje obawy już po pierwszej restauracji zostały rozwiane. :)






Cała wyprawa była ogromnym sukcesem, przywiozłam z niej niezapomniane przeżycia, mnóstwo wspomnień i pewnym jest, że jeszcze tam wrócę, ponieważ nie zobaczyłam jeszcze wielu miejsc, w których nadal bardzo chcę się znaleźć! Jednak kolejnym przystankiem na mapie moich podróżniczych marzeń, związanych z USA, będzie na pewno Teksas, bądź Kalifornia!


















Miłego dnia, Kochani!

No comments:

Post a Comment

Recommended post

Fuchsia pink coat mixed with emerald and bottle green accessories plus camel brown ankle boots - first Winter 2024 style! Amarantowy płaszczyk budrysówka w połączeniu z butelkowozielonymi dodatkami i butami w kolorze camel - pierwsza, zimowa stylizacja!

Hey Guys! Today - a classic post with a new outfit for you here, but it will be the first Winter style for the upcoming Winter, so I would l...